Tradycje, zwyczaje i obrzędy ludowe miały niezwykłe znaczenie dla prawidłowego egzystowania mieszkańców wsi. Były wyrazem głębokiej wiary, towarzyszyły człowiekowi na etapach życia: narodziny – chrzest, ślub – wesele, śmierć – pogrzeb.
Narodziny i chrzest. Jeszcze na początku XX w. kobiety w ciąży obowiązywało wiele zakazów i nakazów: nie wolno im było patrzeć na zmarłych, na dzieci kalekie, chodzić na pogrzeby, nie mogły być starościną ani kumą. Mówiono: „Nie patrz na pożar, bo dziecko dostanie ogień (plama czerwona) na twarzy”.
Dzieci rodziły się w domu. Porody odbierała kobieta, na którą mówiono babka lub akuszerka. Dziecko wykąpała i owinęła powijakami tak, aby miało rączki i nóżki proste, tylko główka miała być wolna. Przed chrztem nie wolno było dziecka wynosić na pole, chrzczono je już kilka dni po urodzeniu, bo nie chciano w domu mieć „poganina” tylko „aniołka”. W kościele dziewczynki trzymane były przez kumę, a chłopcy przez kuma tak nazywano rodziców chrzestnych. Po powrocie z kościoła odbywała się skromna uroczystość z udziałem najbliższych, chrzestni pod poduszkę wkładali datek dla dziecka.
Śluby i wesela w Woli Rafałowskiej, w dawnych czasach były bardzo ubogie. Przed ślubem, około trzech miesięcy, w domu dziewczyny zjawiał się swat, zazwyczaj zacny sąsiad. Przychodził wieczorem z butelką wódki w kieszeni. Po dłuższej rozmowie na różne tematy oświadczał, po co przychodzi. I wtedy dopiero wyciągał butelkę. Jeżeli gospodarz podał kieliszek oznaczało to, iż został przyjęty, a jeżeli nie, to zabierał butelkę i wychodził. Obrzęd ten nazywano swataniem. Jeśli został przyjęty przychodził z kawalerem i jego rodzicami, aby omówić wiano (posag) pary młodej, czyli ile i które pole otrzymają, jakie zwierzęta gospodarskie i gdzie młodzi będą mieszkać. Były to osłęby.
Na wesele zapraszała pani młoda z dwoma starszymi drużkami. Wszystkie (w strojach krakowskich) chodziły lub jeździły wozem do domów, w których mieszkali potencjalni uczestnicy wesela, zaczynając od najstarszych osób w rodzinie. Po wejściu do domu starsze drużki i pani młoda prosiły o błogosławieństwo dla pani młodej. Był zwyczaj wspomagania panny młodej (datek pieniężny lub w postaci płodów rolnych). Wychodząc, drużki razem z panią młodą, dziękowały zaproszonym gościom za tak zwane „wspomożenie”.
W tydzień poprzedzający wesele, krewni, sąsiedzi zaczynali znosić dary, co kto mógł: jajka, troszkę masła, sera, kaszy itp. Wesele we wsi było bardzo dużym wydarzeniem, interesowali się nim wszyscy.
Do ślubu pani młoda szła w sukience, jaką miała, niejednokrotnie była pożyczona od sąsiadki lub kogoś z rodziny. Na głowie koniecznie wianek. Białe sukienki nastały dużo później. Obrączki były metalowe. W dzień wesela starsze drużki, przypinały starszym swatom kotyliony z długimi wstążkami, po czym z orkiestrą jechali najpierw do swaszki i drużby, a następnie do pana młodego i razem z nimi do pani młodej. Kotyliony, bukieciki lub wstążeczki były przypinane również swaszce i drużbie, rodzicom pary młodej oraz gościom weselnym. Wozy i konie przystrojone były w kolorowe wstążki z bibuły, a do uprzęży koniom przywiązywano gałązki jałowca.
Ceremonia błogosławieństwa rodzicielskiego była poprzedzona przemówieniami i wierszami. Młodzi klękali, całowali rodziców w rękę i prosili o błogosławieństwo. Rodzice, czynili to, znacząc na ich czole znak krzyża w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego i kropiąc wodą święconą. W czasie błogosławieństw orkiestra grała pieśń „Serdeczna Matko”. Wyjście z domu do kościoła odbywało się w takt marsza. Wszyscy zajmowali miejsce na wozach: na pierwszym jechali muzykanci, na drugim – para młodych ze starszymi drużkami i swatami, na trzecim drużbowie, a reszta gości na pozostałych. Do ołtarza pannę młodą prowadziło dwóch starszych swatów, za nimi pana młodego dwie starsze drużki, następnie szli swaszka z drużbą, a za nimi drużki ze swoimi swatami i resztą gości, tworząc orszak weselny.
Uroczystości w kościele były podobne jak teraz. Po ceremonii ślubnej młoda para szła do bocznego ołtarza Matki Boskiej, gdzie po modlitwie składała bukiet ślubny. Przy kościele wówczas nie składano młodym życzeń. Zamiast posypywania pary młodej ryżem, jak teraz, rozrzucano drobne monety. Pozbieranie ich miało przynieść młodym dostatnie życie.
W drodze z kościoła robiono tzw. “bramy”, sztuczne przeszkody na drodze przy udziale najczęściej baby i chłopa, robotników (udających młócenie zboża, kucie konia), czasami palono ogniska na drodze, przy których tańczyli przebrani cyganie, którzy wróżyli szczęście młodej parze. Drużba lub starsi swacia musieli orszak weselny wykupić: dzieciom dawano cukierki, a dorosłym wódkę. Swaszka oraz drużki przez całą drogę, gdzie stali ludzie i przy bramach, rozrzucały szyszki – było one małe, pieczone, wykonane misternie w kształcie: serduszek, gwiazdek, gniazdek i ptaszków. Przez całą drogę do kościoła i z powrotem było bardzo wesoło: muzykanci grali, a drużki, swacia i goście śpiewali przyśpiewki dla młodych i drużbów. Po powrocie, przed domem pani młodej, gdzie zazwyczaj odbywało się wesele, zaczynano śpiewać:
A nasza mamusiu z kościoła jedziemy,
wzięłyśmy wam pannę, mężatkę wieziemy.
Otwieraj mamusiu szeroko podwoje,
bo idzie córeczka, ale już we dwoje.
Chlebusia i soli chyba dosyć macie
i te młodą parę w progu powitacie.
Po tych słowach drzwi się otwierały, wychodzili rodzice panny młodej z chlebem i solą, którymi częstowali młodych. Goście zajmowali miejsce przy stołach, przed rozpoczęciem jedzenia śpiewali:
Nie będziemy jedli, nie będziemy pili,
niech się para młodych całuje w tej chwili.
Nie będziemy jedli, ani nic kosztować,
aż się para młodych musi pocałować.
Rozpoczynano biesiadowanie, nie takie jednak jak dziś: na stole stała duża misa z masłem, serem, pokrojony chleb, bułki, kawa z mlekiem, piwo, okowita. W latach 50- tych na stołach pojawiły kanapki z serem i kiełbasą, a dopiero od roku 1960 częstowano gości wędlinami na półmiskach, oranżadą, różnego rodzaju plackami i ciastkami, które najczęściej piekły tzw. piekarnice m. in. panie: Władysława Witowska, Anna Międlar.
Starościna – swaszka – piekła kołacz, zrobiony z pszennego ciasta, który był ustrojony „jak choinka” i spełniał rolę dzisiejszego tortu. W czasie oczepin, o północy, był on wykupywany przez starszych swatów przy przyśpiewkach weselnych. Starościna zdejmowała wianek, którym to młoda rzucała w kierunku drużek. Panna młoda symbolicznie przechodziła ze stanu panieńskiego w zamężny.
Wesela organizowane były na tygodniu, a u bogatych gospodarzy (kmieci) trwały kilka dni. Wieczorem na tańce weselne przychodzili młodzi ludzie bez zaproszenia tak zwani „wieczorowi”. Goście weselni żegnając się z parą młodych wręczali prezent (zazwyczaj pieniądze).
Od początku XX w. wesela utrwalano robiąc zbiorowe zdjęcia weselne, na których w środku była para młoda, obok rodzice młodej i młodego, wszyscy goście weselni oraz orkiestra (kapela) z instrumentami. Kilka najstarszych, zachowanych zdjęć prezentujemy poniżej.
Śmierć i pogrzeb. Dawniej ludzie chorowali i umierali w domu. Bardzo dbało się o to, aby nikt we wsi nie umarł bez ostatniego namaszczenia, spowiedzi i komunii świętej. Nawet w środku nocy czy w zimie przez ogromne zaspy – jechało się po księdza. Przed progiem domu chorego lub umierającego stały kobiety z gromnicami i śpiewały: „Zróbcie mu miejsce, Pan idzie z nieba”. Do trumny zmarłego ubierano w odzież jaką posiadał, a na złożone ręce zakładano różaniec. Przez trzy dni, w domu zmarłego, wieczorem odmawiano różaniec i inne modlitwy przy otwartej trumnie. Śpiewano między innymi pieśni: „Matko Najświętsza do serca Twego”, „Pij ten kielich z Bożej woli”, „Mój Stróżu Aniele”.
Podczas wynoszenia ciała z domu uderzano trumną 3 razy o próg, na znak pożegnania zmarłego z domem, mówiąc: „Panu Bogu cię polecam”. Ksiądz razem z organistą przychodzili po ciało do domu zmarłego. Kondukt żałobny rozpoczynał jeden z sąsiadów zmarłego, który niósł krzyż, następnie niesiono czarne chorągwie, dalej szedł ksiądz i organista. Trumnę z ciałem zmarłego wieziono na wozie, zaprzężonym w parę koni. Następnie szła najbliższa rodzina, krewni i pozostali ludzie, którzy przybyli na pogrzeb. Przez cała drogę śpiewano pieśni żałobne i odmawiano modlitwy, a gdy pogrzeb zbliżał się do kościoła, rozbrzmiewały dzwony. Po mszy kondukt żałobny udawał się na cmentarz, gdzie odprawiano dalszą część pogrzebu. Na zakończenie pogrzebu, na cmentarzu osoba prowadząca różaniec, dziękowała wszystkim za przybycie i rozpoczynała pieśń: „Zmarła Siostro (Bracie) z Tobą się żegnamy”.
Domownicy nie chodzili w żałobnej odzieży tylko w tym, co kto miał, ale zawsze na rękawie lub kołnierzyku mieli przyszytą czarną wstążkę – znak żałoby. Czasy były ciężkie, więc ludziom ledwie starczało na trumnę. Żałoba trwała rok.
Jako wyraz szacunku, żałoby i wielkiej chęci upamiętnienia zmarłego w latach 50 – 70-tych robiono zdjęcia zmarłego w otwartej trumnie, zwykle na polu przed domem, gdzie bliski zmarł.
-
OoZ01742
Gminne Dożynki Gromadzkie, rok 1969 , w tle Kółko Rolnicze w Woli, panie z KGW i młodzież niosą wieńce dożynkowe.
-
OoZ03603
Gminne Dożynki Gromadzkie, rok 1969 , w tle Kółko Rolnicze w Woli, panie z KGW i młodzież niosą wieńce dożynkowe.
-
OoZ04333
KGW Wola Rafałowska, występ na akademii 22 lipca 1984 Chmielnik.
-
OoZ04336
Wolańscy ludowcy podczas uroczystości, sztandar trzyma Roman Piłat.
-
OoZ04337
KGW Wola Rafałowska, wieniec dożynkowy lata 50.
-
OoZ04338
Procesja prymicyjna ks. Franciszka Czarnoty - lipiec 1962 r.
-
OoZ04340
Ks. Franciszek Czarnota w otoczeniu dziewczyn w strojach krakowskich podczas prymicji rok 1962.
-
OoZ04342
Procesja z feretronami dziewczyny w strojach krakowskich.
