Wola Rafałowska Gospodarstwo

Wola Rafałowska to wieś pięknie usytuowana na terenach pagórkowatych. Jednak jeśli chodzi o gospodarkę rolną to jest to teren bardzo trudny do uprawy, wymagający ciężkiej i mozolnej pracy.

Stąd też jeszcze do połowy XX wieku nasza wieś była wioską bardzo biedną. Zamieszkujący ją ludzie mieli na ogół od 1 ha do 8 ha ziemi ornej. Były to gospodarstwa małe. Zabudowania bardzo prymitywne. Chałupy kryte strzechą, miały zazwyczaj jedną izbę, w której mieszkał gospodarz z rodziną oraz sień, za którą było pomieszczenie dla inwentarza. Chyba, że gospodarz był bogaty, to jego zabudowania były większe i obszerniejsze. O majętności danego gospodarstwa świadczyło posiadanie pary koni, narzędzi oraz maszyn rolniczych, a do takich należały: kieraty, młockarnie, sieczkarnie, wialnie do zboża i inne urządzenia ułatwiające prace w polu i gospodarstwie domowym. Gospodarze, którzy mieli takie narzędzia w tamtym okresie to: ks. Józef Szurek- proboszcz parafii, Wojciech Witowski, Józef Sobek, Jakub Konefał, Katarzyna Czarnota, Józef Borkowski.

Ludzie na wsi w tamtych czasach starali się zapewnić byt swojej rodzinie, toteż w każdym gospodarstwie była krowa – (w biedniejszych koza), świnie, kury, gęsi, kaczki. Jeśli gospodarza stać było na konia lub parę koni, to praca na roli była dużo lżejsza i bardziej wydajna.

Każdy gospodarz siał zboże: żyto, pszenicę, owies, jęczmień, często proso, a także len i konopie. Z ich włókien robiono nici, następnie płótno, a z ziaren tłoczono olej. Każdy sadził także ziemniaki, które były podstawą żywienia ludzi i zwierząt domowych oraz buraki dla bydła. Gospodynie „na grzędach” sadziły kapustę, buraczki ćwikłowe, marchewkę, groch, fasolę oraz cebulę. Były to warzywa niezbędne w każdej kuchni.

Prace polowe takie jak: orka, siew, wywożenie obornika, sadzenie ziemniaków wykonywano końmi. Jeśli ktoś nie miał, najmował sąsiada. Dniówka – jeden koń i właściciel kosztowała 10 zł, a z parą koni – 20 zł. Pracę najemnik zaczynał o siódmej rano i pracował do zmroku z przerwą w południe na obiad i obrok dla konia.

Natomiast wszelkie prace związane z pielęgnacją roślin były wykonywane ręcznie za pomocą motyki. Bardzo dużo pracy też było przy „robieniu” siana. Koszenie kosą trawy na pokos, roztrząsanie, przewracanie, grabienie siana grabiami, składanie w kopy, a potem zwózka.

W początkowym okresie zboża ścinano za pomocą sierpa i kosy. Dopiero w latach 50-tych pojawiły się kosiarki konne, a z biegiem czasu także snopowiązałki. Żniwa i wykopki sąsiedzi lub rodziny wykonywali wspólnie. Jeden dzień pracowało się u jednego, a na drugi u innego gospodarza, aż zakończono zbiory. Po wykoszeniu, zboże złożone w mendle suszyło się na polu. Suche zwożono do stodół lub pod brogi – (cztery słupy, na nich dach ze słomy, a w późniejszych czasach pokryty papą). Po czym następowały omłoty. Początkowo młócono cepami, następnie pojawiły się młocarnie ręczne – ( napęd to cztery osoby po pół godziny i zmiana). W późniejszym okresie sieczkarnie, żarna, młockarnie napędzane były przez kierat ciągnięty przez parę koni. Tak omłócone zboże trzeba było czyścić w wialniach. Powoli postęp docierał na wieś. Po 1950 roku pojawiły się młocarnie duże napędzane silnikiem spalinowym tzw. „esiakiem” lub traktorem. „Maszyny” były samoczyszczące, więc zboże po omłóceniu dawało się prosto do skrzyń. Dopiero na przełomie lat 80 i 90-tych XX wieku na wsi pojawiły się pierwsze kombajny i prasy do słomy oraz kosiarki rotacyjne do koszenia trawy, a konia powoli zastępował traktor.

W październiku nadchodził czas wykopków. Na polach można było zobaczyć grupki kobiet zgiętych wpół kopiących motykami ziemniaki. Wykopki trwały kilka, a nawet kilkanaście dni. Kopaczki konne pojawiły się dopiero w latach 50-60 tych. Bardzo ułatwiły i skróciły czas wykopów. Było coraz więcej maszyn rolniczych. Bogatsi rolnicy kupowali je, ci których nie było stać korzystali z usług Kółka Rolniczego.

W jesieni po zasianiu ozimin (żyta, pszenicy i jęczmienia), wykonaniu orki zimowej, zbliżał się adwent i czas prac polowych się kończył. Wydawałoby się, że chłopi mogą odpocząć, ale tak nie było. Rolnicy, którzy mieli konie jeździli do pracy do lasu i po całym dniu przywozili furę drwna na opał, najczęściej były to grube konary i gałęzie. Nadmienić trzeba, że w tamtym czasie całą zimę paliło się drewnem. Węgiel był bardzo drogi, a kupić można go było najbliżej w Łańcucie. Natomiast ci, którzy nie mieli koni, kończyli omłoty cepami we wsi. Potem szli do bogatszych wsi bliżej Rzeszowa i najmowali się do młócenia. Dlaczego młócili cepami? Powodów było kilka: oszczędności, rozłożenie robót w czasie, (zima to brak robót polowych), a przede wszystkim chodziło o słomę. Słoma po wymłóceniu cepami była prosta i nie połamana. Wiązało się ją w duże wiązki, z których później robiono kiczki potrzebne do pokrycia dachu. Trzeba wiedzieć, do połowy XX wieku 80 do 90% zabudowań było pokryte strzechą.

Praca rolnika była bardzo ciężka. To nie 8 godzin przy warsztacie w fabryce. To praca przez cały dzień od 5-tej rano do 22 wieczorem, a czasem dłużej i tak prawie codziennie. Wydaje się to niemożliwe, a jednak tak było.

Gospodarz oprócz prac polowych wykonywanych dla siebie, brał udział w pracach na rzecz wsi. Do takich prac należał szarwark oraz tzw „warta” oraz prace przy budowie budynków użyteczności publicznej. Szarwark polegał na budowie i utrzymaniu dróg. Główna droga przez wieś utwardzana była kamieniami zbieranymi w rzece czy na chłopskich polach lub przywożonymi z miejsc gdzie kopano kamienie. Wszystkie te prace wykonywali mieszkańcy w ramach szarwarku, który był wymierzony dla każdego gospodarza i wynosił nawet kilka dniówek w roku. Natomiast „warta” to pilnowanie bezpieczeństwa nocą na wsi. Dwóch gospodarzy otrzymywało laskę z napisem „warta” i rozpoczynało swoją służbę wieczorem, a kończyło rano. Po czym przekazywano „wartę” kolejnym gospodarzom.

Opisując życie wsi na przełomie wieków nie sposób nie napisać o zaradności gospodarczej chłopów oraz o ekonomicznym myśleniu w tak trudnych czasach. Każde gospodarstwo duże czy małe starało się być samowystarczalne mimo iż warunki gospodarowania były bardzo trudne.

Wszelkie prace związane z prowadzeniem gospodarstwa i zapewnieniem rodzinie wyżywienia, wymagały dużego nakładu pracy fizycznej i cierpliwości. Do takich prac należało między innymi: mielenie zboża na mąkę w żarnach, pieczenie chleba, darcie pierza na pierzyny i poduszki, przetwarzanie mleka na sery i masło, kiszenie dużej ilości kapusty na zimę, robienie powrozów i postronków (do uprzęży końskiej), robienie grabi drewnianych, kosisk, styli do siekier, łopat itp. Wszystkie te prace wymagały w mniejszym lub większym stopniu obróbki termicznej i mechanicznej. Każdy rolnik musiał dobrze główkować, żeby to wszystko prawidłowo działało. Należy tu jeszcze wspomnieć o obowiązkowych dostawach zbóż, ziemniaków i zwierząt rzeźnych z gospodarstw rolnych. Tak więc gospodarz musiał nie tylko wyżywić swoją rodzinę, ale jeszcze dostarczyć do punktu skupu obowiązkowy kontyngent, w ilości wyznaczonej przez państwo. Ilość obowiązkowych dostaw zależna była od wielkości gospodarstwa. Dopiero od 1 stycznia 1972 roku dotychczasowe obciążenia zastąpił podatek gruntowy w formie pieniężnej.

Brakowało na wszystko pieniędzy. Mimo to życie nie ustawało, a wręcz przeciwnie trwało i jeszcze budowano nowe zagrody, nowe domy. Trzeba tu wspomnieć o wielkiej solidarności chłopskiej. Na czym polegała owa solidarność? Przede wszystkim na pomocy sąsiedzkiej. Przy budowach nowych domów, stodół i obór, tylko niektóre prace mistrzów były opłacane, często w ratach lub w postaci płodów rolnych. Resztę wykonywał gospodarz z pomocą rodziny i sąsiadów.

Poza jajkami i mlekiem, gospodarze plonów swoich nie sprzedawali, bo to były małe gospodarstwa i wszystko to co się zebrało przejadało się w ciągu roku, a na zasiew często brakowało i trzeba było dokupić. Stąd występowało zjawisko przednówków (czyli brak żywności dla ludzi i zwierząt na przełomie zimy i wiosny) – teraz już niespotykane.

Chcąc polepszyć byt swojej rodzinie, mężczyźni i kobiety zajmowali się różnymi dodatkowymi pracami, które umożliwiały im choćby skromny zarobek. Byli to wiejscy rzemieślnicy: kowale, cieśle, stolarze, krawcy oraz krawczynie, dziewiarki i inni. Kowale to: Stanisław Drozd na Woli, Franciszek Woźniak na Czarnej, Franciszek Ruman na Krzywej k/ Baraku. Kowale przede wszystkim podkuwali konie, ostrzyli lemiesze do pługów, siekiery, motyki, robili okucia drewnianych kół do tzw „żelaznych wozów”. Z kolei stolarze i cieśle to ród Marcińców – Henryk, Ludwik, później dzieci Ludwika: Józef, Piotr i Tadeusz. Budowali drewniane domy, stodoły, a także dachy. Stolarką budowlaną zajmował się Łukasz Grad oraz Marian Bujak z Pola. Stolarzami byli również Jan Wąsacz i Józef Frańczak (Doły), Roman Piłat. Wykonywali okna, drzwi, łóżka, stoły czy kanapy do spania. W latach 50- tych coraz częściej budowano domy z cegły, którą sam gospodarz wykonywał i wypalał. Specjalistą w tej dziedzinie był Michał Czarnota. W 1952 roku wybudował swój dom z własnoręcznie wykonanej cegły. Pomagał również w wypalaniu cegły mieszkańcom Woli, ale także jeździł wypalać cegłę w okolice Tarnowa. Wypalaniem cegły zajmowała się również rodzina Dubajów. Nadto Michał Czarnota świadczył usługi ślusarsko-mechaniczne Natomiast murarzem był Jan Murias „Wróż”, Antoni Kunysz z Łachówki. Zaś kołodziejem, stelmachem był Stanisław Michno z Przysłop jak również Ludwik Rochecki. Robili i naprawiali chłopom wozy i koła, ale tylko części z drewna. Natomiast okucia do kół i inne części metalowe do wozów wykonywali kowale. Wszystko było wyrabiane ręcznie za pomocą młota, kowadła i miecha kowalskiego. Tak samo wszystkie prace stolarskie i ciesielskie wykonywano ręcznie za pomocą siekier, toporów i pił. Prace innych rzemieślników były częściowo wykonywane przy użyciu maszyn o napędzie nożnym. Rymarstwem (robieniem i naprawą uprzęży dla koni) zajmował się Józef Murias. We wsi było też kilka warsztatów szewskich. Najbardziej znanym szewcem był Marek Czarnota „z Górki” i Władysław Korbecki „Bosak” mieszkający w Dołach oraz Józef Murias – Michałki. Dorywczo zajmowali się tym również: Józef Bartoszek z „Huty”, Kazimierz Bartoszek k/Szkoły, Walenty Frańczak z „Depczaka”.

W tamtym okresie na wsi uprawiano dużo lnu i konopi toteż wiele pracy miał tkacz Antoni Drozd z Łachówki, który miał swój warsztat tkacki. W późniejszym okresie tkaczami byli również jego uczniowie: Stanisław Piłat i Tadeusz Litwin.

Nie brakowało też pracy dla krawców i krawczyń. Najbardziej znanym był Jędrzej Szydełko (mieszkał na Skotniku) szył odzież męską, przyjmował uczniów do nauki zawodu. Krawiectwem zajmowali się również: Michał Smyczek, Stanisław Puterla – mieszkał na pograniczu Błędowej i Woli, Feliks Witowski z Pola oraz Paweł Bartoszek.

Natomiast krawiectwem lekkim zajmowały się: Katarzyna Szczepańska (Doły), Helena Socha, Aleksandra Krzywonos, Magdalena Grad, Genowefa Frańczak, Stefania Szydełko, Janina Magryś z Pola, Rozalia Ruszel z Łachówki, Anna Frańczak. Szyły nie tylko dla rodziny i sąsiadów, ale świadczyły swoje usługi na okoliczne wsie. Potrzebne materiały do szycia ubiorów można było nabyć u Tomasza Ochędowskiego w sklepie na Łachówce. Natomiast Jan Szydełko prowadził prywatny sklep, w którym można było kupić artykuły spożywcze np. smalec, ceres, marmoladę, bułki itp. oraz artykuły przemysłowe takie jak : nafta, nici , guziki, gwoździe i inne artykuły potrzebne w gospodarstwie.

Dziewiarstwem zajmowały się Bronisława i Janina Magryś z Pola oraz Julia Magryś -Wieś. Osoby te miały własne maszyny dziewiarskie i robiły swetry, szaliki, rękawiczki, skarpety i inne tego typu produkty.

Kilka osób na wsi zajmowało się miotlarstwem czyli robieniem mioteł z gałązek brzozowych. Należeli do nich: Romuald Nazimek, Władysław Drozd, Walenty Murjas, Ludwik Gwizdała, Andrzej Nazimek i Piotr Drozd. W miotły zaopatrywali mieszkańców Woli i okolicznych wsi takich jak: Markowa, Gać oraz sprzedawali je na targu w Łańcucie czy Rzeszowie.

Bardzo znaną osobą na wsi był „Różańczarz” czyli Roman Nizioł. Wyrabiał różańce z nasion kłokoczki ( krzewu różańcowego). Następnie chodził i sprzedawał je mieszkańcom Woli i okolicznych wsi. W późniejszym okresie różańce robił Stanisław Witowski.

Ludzie na wsi mimo ciężkiej i mozolnej pracy, byli weseli, lubili śpiewać i się bawić. Bogatsi gospodarze np. Jakub Konefał po żniwach urządzał dożynki. Była to wesoła zabawa z muzyką, jedzeniem, piciem i tańcami. Toteż potrzebny był grajek. Takim muzykiem samoukiem był Paweł Bartoszek, sam nauczył się grać na skrzypcach. Później gdy poznał nuty założył zespół muzyczny, który grywał na weselach i zabawach wiejskich. We wsi muzykowali także: Jan Szydełko – bęben, Antoni Ruszel – trąbka, Władysław Nutowski (organista) – akordeon, Wojciech Czarnota – skrzypce. Byli też inni, którzy grali na różnych instrumentach.

Bardzo cenioną osobą we wsi był Feliks Korbecki – „złota rączka”. Człowiek, który umiał właściwie zrobić wszystko. Urodzony pod koniec XIX wieku zbudował wiatrak, który produkował prąd, instrument muzyczny tzw. fisharmonię, drewniany rower, którym jeździł do Łańcuta, świadczył usługi szklarskie, stolarskie i introligatorskie, był miłośnikiem i znawcą ziół.

W roku 1962 zakończono elektryfikację Woli, na drodze głównej przez wieś położono asfalt, zaczął kursować autobus do Rzeszowa. Po wojnie część mieszkańców znalazło zajęcie w różnych zakładach pracy w Rzeszowie i okolicy. Teraz gdy jeździł autobus coraz więcej ludzi jeździło do pracy. Zachodziły zmiany w stylu życia wsi. Gospodarstwa rolne, które były głównym źródłem dochodu i utrzymania rodziny schodziły jakby na drugi plan. Tylko nieliczne gospodarstwa, posiadające duży areał ziemi i własny sprzęt rolniczy pozostały. Niektóre z nich zmieniły swój profil. Dawniej przy wielu domach był 1-2 ule, a pasiekę w tamtym okresie miał Stefan Solarski, Walenty Smyczek i Czesław Ruman. Stefan Solarski z wosku wyrabiał gromnice, które mieszkańcy wsi kupowali, przekazywał je również do kościoła. W późniejszym okresie powstało kilka nowoczesnych gospodarstw pszczelarskich. Ich pasieki zawierały nawet kilkadziesiąt uli.

Natomiast we „Dworze,” gdzie kiedyś było gospodarstwo Józefa Borkowskiego znajduje się stadnina koni „Folkowa Podkowa”. Są tam również alpaki. Stadnina prowadzi naukę jazdy konnej, zajęcia z hipoterapii, organizuje zawody jeździeckie i półkolonie dla dzieci.

Jeśli chodzi o gospodarkę rolną to obecnie na wsi zostało kilka dużych, dobrze prosperujących gospodarstw, prowadzonych bardzo nowocześnie. Jednym z nich jest gospodarstwo ekologiczne Wit-Rol.

W ostatnich latach wieś się bardzo zmieniła. Nie ma już małych gospodarstw, przestały być opłacalne. Ziemia, która była kiedyś uprawiana w niektórych miejscach zarosła lasem. Krajobraz Woli się zmienił. Jednak przyzwyczajenie do pracy na roli, wręcz „miłość” do ziemi pozostała wśród wielu mieszkańców do dziś i zapewne jeszcze długo nie zaginie. Podobnie niektóre zawody (rzemiosła) takie jak: rymarz, kołodziej, tkacz, a nawet kowal całkowicie zniknęły nie tylko z naszej wsi. Rozwój i postęp sprawił, że nie są już potrzebne. Dzisiaj każdy artykuł można kupić w sklepie lub Internecie.

My, obecne pokolenie, idźmy z postępem, z duchem czasu. Zachowajmy jednak w pamięci dorobek naszych ojców i pradziadów, bo to oni dali początek temu co dzisiaj mamy.